Po pobycie w uroczym Tekapo, ostatnim przystankiem w Nowej Zelandi było Queenstown i okolice. Uważam, że jest to jedno z najpiękniejszych miejscowości na Południowej Wyspie nie tylko przez krajobraz otaczających miejsc dla narciarzy ale również dla pasjonatów lotnictwa. Znajduje się tam jedno z trudniejszych lotnisk (kod: ZQN) dla pilotów, pomiędzy wzniesieniami, z krótkim pasem startowym i nad jeziorem polodowcowym Wakatipu (pstrągi potokowe i tęczowe oraz np. nowozelandzki węgorz (ang. longfin eel).

Zarezerowaliśmy nocleg na 5 dni przez airbnb z fantastycznym widokiem na jezioro oraz lotnisko/pas startowy. Nie muszę wspominać, że mogłem obserwować starty i lądowania samolotów, bezpośrednio z łóżka 😉


Codziennie mogłem obserwować głównie samoloty Air New Zealand. Trasa Auckland-Queenstown jest bardzo popularna ze względu na 1.5h lot i szybki transfer pomiędzy skrawkami Północnej i Południowej Wyspy.
Queenstown jest idealnym miejscem na odpoczynek zimą, dlatego w sezonie narciarskim zjeżdżają się tam nie tylko Nowozelandczycy ale np. również Australijczycy (bezpośrednie loty). Do tego możliwość uprawiania szeregu sportów wodnych itp.

Można wjechać kolejką linową na wzgórze z którego rozpościera się widok na miasto.

Wizyta w Wanace
Z Queenstwon udaliśmy się na dwa dni do Wanaki położonej nad jeziorem o tej samej nazwie. Czwarte co do wielkości w Nowej Zelandii, głębość do 300m i powierzchni 192 km2. W samym jeziorze oczywiście ryb nie widziałem, ale za to w małym strumyczku dopływającym do niego…nie jednego pstrąga (obstawiam, że potokowego) i to nie małych rozmiarów.


Z Qeenstown wybraliśmy się również na jeden dzień do malowniczego Milford Sound o którym wspomniałem w oddzielnym poście tutaj.

Po kilku dniach, które szybko minęły, wróciliśmy samolotem do Auckland a stamtąd następnego dnia do Bangkoku.

Czas szybko zleciał…

Leave a Reply